SPONSORZY
  • krex
  • energo
  • tlo-msz1200-1038x576

 

  1. Home
  2. Wywiady
  3. Mateusz Bernatek: Jadę się bić o najwyższe miejsca
Mateusz Bernatek: Jadę się bić o najwyższe miejsca

Mateusz Bernatek: Jadę się bić o najwyższe miejsca

0
0

Na mistrzostwa świata do Belgradu reprezentacja Polski pojedzie z nadziejami na medale w każdym z trzech rozgrywanych stylów. W stylu klasycznym jednym z liderów kadry będzie Mateusz Bernatek, który w rozmowie z nami opowiada o ostatnich przygotowaniach do imprezy sezonu. Bernatek to wicemistrz świata (2017) i Europy (2021) w kategorii do 67, a wcześniej 66 kilogramów. Medalu wywalczonego na europejskim czempionacie nie udało się w tym roku obronić, ale na mistrzostwa świata nasz klasyk jedzie z lepszą formą i energią. Czego możemy się po nim spodziewać?

Jakub Kazula: Zacznijmy od tego, jak przebiegały ostatnie przygotowania przed mistrzostwami świata. Czy obyło się bez przeszkód i jak sam czujesz się aktualnie z własną formą?

Mateusz Bernatek: Zdrowie dopisuje, to najważniejsze. Przez cały okres przygotowań nie miałem żadnych problemów z kontuzjami, co zawsze jest kluczowe. Co do samych treningów to ostatni obóz spędziliśmy na Litwie, gdzie było zgrupowanie zagraniczne, wiele innych reprezentacji, wielu zawodników z mojej kategorii wagowej, w tym tacy ze światowej czołówki, więc mogłem jeszcze ich „poczuć” przed samymi mistrzostwami. Do samego Belgradu nie ukrywam, że jadę się bić o najwyższe cele, ponieważ czuję, że jestem w dobrej formie.

Właśnie o te cele miałem pytać. Jesteś byłym wicemistrzem świata – czy w tej sytuacji do mistrzostw świata podchodzi się wyłącznie z celem walki o medal, czy też wszystko zależy od roku i danej imprezy?

M.B: ną pewno dużo zależy od okoliczności, ale fakt, że mam już medal daje apetyt na więcej. Chciałbym zdobyć złoto i do tego będę dążył. Wiadomo, że to jest tylko sport i niekoniecznie musi się udać, ale naprawdę czuję, że jestem dobrze przygotowany i zdecydowanie jadę się tam bić o najwyższe miejsca. 

Czy po takim gorszym początku sezonu, gdzie tobie np. nie udało się obronić medalu z mistrzostw Europy, pojawia się jakaś wątpliwość co do formy i samych przygotowań czy w głowie jest przekonanie, że wszystko idzie zgodnie z planem?

M.B: Oczywiście mamy stuprocentowe zaufanie do trenerów i przygotowań, a też nie zawsze wszystko zależy od nich i od treningów. Tak jak powiedziałem wcześniej, to jest tylko sport i różne rzeczy mogą się wydarzyć, niezależnie od tego, jak się jest przygotowanym, a przecież też nikt za nas nie wyjdzie na matę i nie zawalczy, trenerzy również. Oni mogą nas przygotować tylko przed zawodami, tak naprawdę i myślę, że robią to w pełni profesjonalnie i dają nam z siebie dużo, a nam pozostaje wyjść i walczyć z resztą świata.

 foto.Przemysław Kaliski

Słyszałem o tobie taką opinię, że jesteś „zawodnikiem turniejowym”, czyli że przygotowania i turnieje sparingowe to jedno, ale kiedy przychodzi impreza docelowa to twoja głowa i umiejętności wchodzą na inny, wyższy poziom. Czy ty też tak odczuwasz w swoim podejściu do głównych imprez?

M.B: To prawda. Na wszystkich treningach i przygotowaniach – mówiąc kolokwialnie – dostaję „bęcki”, ale jadąc na zawody gdzieś ta koncentracja wzrasta i atmosfera zawodów sprawia, że potrafię wznieść się na wyżyny możliwości i zmotywować do większej pracy.

A jak podchodzisz do tych mistrzostw? Wielu sportowców, w tym również zapaśników, żyje cyklem olimpijskim i patrzy głównie na igrzyska, a w tym kontekście ważniejsze będą te mistrzostwa świata za rok. Czy te aktualne są w związku z tym tylko dużym przystankiem na tej drodze, czy jednak co impreza sezonu to impreza sezonu?

M.B: Tak naprawdę wiadomo, że każdy sportowiec marzy o igrzyskach i ja też zdaje sobie sprawę, że to za rok najważniejszym będzie, by wejść do tej pierwszej piątki na mistrzostwach i awansować na igrzyska, ale po drodze jeśli jest okazja i jest się przygotowanym, to trzeba wyjść i się bić, bo nikt za darmo medali nie da. Ja oczywiście każde zawody traktuję tak samo, nieważne czy kwalifikacja olimpijska czy nie, jadę na mistrzostwa świata jako reprezentant Polski i chcę z orzełkiem na piersi godnie się zaprezentować.

 foto.Rafał Oleksiewcz

W ostatnich latach w twojej kategorii wagowej mamy jedną z najciekawszych rywalizacji w polskich zapasach. Mówię tu o tobie i o Geworgu Sahakjanie i chociażby o walkę o możliwość wystąpienia w kwalifikacjach olimpijskich. Czy taka rywalizacja na krajowym podwórku dodatkowo napędza czy każdy patrzy raczej na siebie, nie na innych?

M.B: Oczywiście, że napędza. Każda taka rywalizacja krajowa pomaga w rozwoju i po prostu jest nam potem łatwiej na imprezach międzynarodowych. Jak w kraju musimy bić się o każdy punkt i ciągle być na wysokim poziomie, to to potem bardzo pomaga na mistrzostwach świata czy Europy. Ta rywalizacja z Geworgiem, która trwa już parę lat, jest uważam wyłącznie na moją i jego korzyść i nie ma tutaj niczego złego, powinno to przynosić wyłącznie dobre owoce.

Ze względu na tę rywalizację w ubiegłym cyklu olimpijskim miałeś tylko jedną szansę na awans na igrzyska z trzech dostępnych (na mistrzostwach świata, na turnieje kwalifikacyjne pojechał Sahakjan – przyp. JK). Czy przez to w nowym cyklu jesteś podwójnie zmotywowany w kontekście igrzysk?

M.B: Ja jestem takim sportowcem, który marzy o tym, by pojechać na igrzyska i zdobyć tam medal, dlatego nie ukrywam, że to, co wydarzyło się w poprzednim cyklu olimpijskim trochę mnie zabolało i było mi szkoda, że nie otrzymałem szansy na turniejach, ale tak zdecydowali trenerzy i być może w tamtym momencie byłem słabszy od Geworga. Niestety on także nie zdobył kwalifikacji, dlatego w tym cyklu jestem podwójnie zmotywowany, pracuję jeszcze ciężej i liczę na to, że w końcu spełnię marzenie i pojadę na wymarzone igrzyska.

 foto.Rafał Oleksiewcz

Czego w takim razie możemy życzyć przed mistrzostwami świata Mateuszowi Bernatkowi?

M.B: Połamania żeber, bo tego się życzy zapaśnikom i dużo zdrowia, bo ono jest w sporcie najważniejsze. 

Rozmawiał 

Jakub Kazula / Polski Związek Zapaśniczy