„Kluby Polskiego Związku Kickboxingu” – A&W Team Obrowo, trener i założyciel Andrzej Maciusiewicz
Redakcja: Kiedy i w jakich okolicznościach powstał A&W Team w miejscowości Obrowo koło Torunia? A i W to wspólne dzieło Andrzeja Maciusiewicza i Wojciecha Urbańskiego?
Andrzej Maciusiewicz: W styczniu 2021 roku minie 10 lat od powstania naszego klubu. To będzie nasz mały jubileusz. Zaczęło się prozaicznie, chcieliśmy zachęcić dzieci i młodzież z Obrowa oraz okolicznych miejscowości i wiosek do trenowania kickboxingu. Większość z nich nie miała możliwości dojeżdżania do Torunia, gdzie mieszkam. Oczywiście, że lepiej było jeśli ja miałem przyjeżdżać do Obrowa, a nie odwrotnie. Mamy zawodników także z Torunia, więc nie podróżuję samotnie. A co do początków, pierwszym prezesem był Wojciech Urbański, mieszkający naprzeciwko szkoły w Obrowie. Kiedyś udzielałem się w Smoku Toruń, a Wojtek trenował u mnie. Wspólnie ustaliliśmy, że musimy zacząć działać, bo nic się nie dzieje. Wojtek udał się na rozmowy do Urzędu Gminy w Obrowie. Mieliśmy trzy propozycje rozpoczęcia treningów: Obrowo, Osiek, Dobrzejewice. Nie mieliśmy wątpliwości, że zostaniemy w pierwszej z miejscowości.
Jak zapamiętał Pan pierwszy trening A&W Team Obrowo?
Doskonale pamiętam, że… spóźniłem się na pierwsze zajęcia. Były korki na drodze i nie zdążyłem. Po wejściu na salę zdumiałem się, bo było pełno ludzi. Wojtek powiedział: Andrzej, dobrze, że już jesteś. Czekamy na ciebie. Podzieliliśmy chętnych na dwie grupy i zaczęliśmy trenować. Musiałem poprowadzić dwa treningi, jeden po drugim. To miał być pokaz, a od razu zaczęliśmy normalną pracę szkoleniową. Przez te wszystkie lata jest z nami Grzegorz Błotnicki, jeden z najbardziej utytułowanych zawodników. Szybko dołączył też jego młodszy brat Michał. Praktycznie od początku są też Natalia Maćkiewicz i Juliusz Jeneralski. Jestem zadowolony, bo osiągnęliśmy to co zamierzaliśmy, trenujących mamy z całej gminy, a nawet wspomnianego Torunia. Bracia Błotnicy są z Kazimierzowa, Natalia Maćkiewicz z Czernikowa, zaś Julek Jeneralski z Obrowa, a Julia Szyjkowska z Działynia.
Pytanie, które często pojawia się w rozmowach – jak poradziliście sobie w czasie pandemii?
Wspólnie z moim młodszym synem, 17-letnim Arturem prowadziliśmy i nagrywaliśmy treningi w domowej piwnicy. Pokazywaliśmy jak można trenować i w takich trudnych warunkach. Nie każdemu odpowiadała stała godzina treningów online, kickboxerzy mieli swoje obowiązki i zajęcia dodatkowe, więc po prostu zawodnicy i zawodniczki w dowolnym czasie wykonywali te same ćwiczenia co my w Toruniu. Cieszy to, że korzystali z tych materiałów filmowych. Potem obostrzenia nieco poluzowano i mogliśmy wreszcie zacząć się spotykać w małych 6-osobowych grupach treningowych. Dla mnie ważne, że synowie znów chcą zajmować się kickboxingiem. I Artur, i 21-letni Szymon grali w piłkę nożną na niezłym poziomie, ale postanowili zmienić dyscyplinę. Muszę wiele trenować, by osiągnąć sukcesy. Dziś jako klub ćwiczymy dwa razy w tygodniu na powietrzu, gdyż sala w szkole jest zamknięta. Dodatkowo w środy organizuję zajęcia dodatkowe dla chętnych. Co roku nasi najlepsi reprezentanci startują w Mistrzostwach Świata Kadetów i Juniorów, więc chętnie poświęcam swój czas i pomagam w przygotowaniach. Na tym poziomie trenujemy 4-5 razy tygodniowo. Nie ma innej drogi po medale w międzynarodowych turniejach mistrzowskich.
Ile osób z klubu regularnie startuje w zawodach pod egidą Polskiego Związku Kickboxingu? Liderem jest Grzegorz Błotnicki, medalista MŚ i ME w kategoriach kadetów i juniorów?
Mamy stałą grupę walczącą w najważniejszych krajowych imprezach, a najlepsi reprezentują Polskę n arenie zagranicznej. Grzegorz jest wciąż aktualnym Wicemistrzem Świata Juniorów i Mistrzem Europy w kick light. Wcześniej zdobył też złoto ME kadetów w light contact. Jest już seniorem, a w listopadzie skończy 20 lat. W poprzednim sezonie wygrał Mistrzostwa Polski Juniorów w obu tych formułach oraz wywalczył srebro w pointfightingu. Na początku 2020 roku wystąpił w barwach Kujawsko-Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej w seniorskim Pucharze Polski Wojska Polskiego i Służb Mundurowych, w którym zwyciężył w K-1 oraz zajął 2 miejsce w kick light. Pokazał się z dobrej strony, a teraz czeka nas rozmowa, co z dalszą karierę Grześka. Musimy podjąć konkretne decyzje, bo trenerzy kadry narodowej są zainteresowani jego występami w reprezentacji Biało-Czerwonych. W naszym klubie pracujemy z dziećmi i młodzieżą, nie mamy seniorów. Z najmłodszymi pracuje się najlepiej, później dochodzą sprawy życiowe – studia, praca, rodzina i coraz trudniej pogodzić to wszystko z uprawianiem sportu. Dlatego chcę zadbać o przyszłość Grześka Błotnickiego, zawodnika już teraz o dużych umiejętnościach. Teraz właśnie zdawał maturę w Zespole Szkół Technicznych w Toruniu.
W listopadzie młodzież powalczy w MŚ w Belgradzie. Kto z klubu ma szansę wystąpić w turnieju?
Liczymy na występ Natalii Maćkiewicz, Michała Błotnickiego i Julka Jenaralskiego. Jeśli się uda to w obydwu formułach, a więc kick light i light contact. W klubie stawiamy na te dwie wersje walki, choć np. Oskar Sobański skoncentrował się na ringowych, m.in. low kick, orietnal rules itd. On też trenuje boks w Pomorzaninie Toruń. Ale chcąc walczyć o najwyższe cele musi wybrać jedną dyscyplinę.
Kiedy Pan ostatni raz startował w zawodach?
Wystąpiłem w Mistrzostwach Polski Weteranów w 2014 roku w Dobrzejewicach. Byliśmy organizatorami zawodów, a ja zdobyłem złoty medal. A jeśli chodzi o dawne czasy, moim pierwszym trenerem był Andrzej Parzęcki, który przyjeżdżał z Warszawy do Torunia. To był rok 1990, a ja miałem 18 lat. Jak większość rówieśników zaczynałem od karata kyokushinkai. Jako zawodnik kickboxingu największym osiągnięciem było 3 miejsce na Pucharze Polski. Kiedyś za wszystko płaciło się samemu, więc część wyjazdów odpuszczało się. Pamiętam, że na strefie przed MP konkurowałem w tej samej wadze, co świętej pamięci Tomek Skrzypek. Poza funkcją zawodnika i trenera, uzyskałem też uprawnienia sędziego klasy międzynarodowej.
Z pewnością jest Pan dumny z wyników podopiecznych w krótkim czasie istnienia klubu.
Bardzo dobrze spisywali się bracia Dąbrowscy, a Kuba został Mistrzem Świata. Sukcesy odnosił też Kacper, podobnie jak Karolina Mychlewicz. Wygrywali m.in. zawody rangi Pucharu Świata. Na podium MŚ i ME stawali też wspomnieni Grzesiek Błotnicki, Natalia Maćkiewicz i Julek Jeneralski.
Jak układa się współpraca z innymi klubami?
Zawsze dobrze współpracuje się m.in. z Leszkiem Jobsem z klubu Zamek Kurzętnik. Jeśli jest możliwość pojechać gdzieś na turniej, podszkolić się, zdobyć doświadczenie – to udajemy się w takie miejsca. Przed wybuchem pandemii, w lutym br., byliśmy na fajnym obozie na Mazurach. Urząd Gminy w Obrowie nas wspiera, a my staramy się rewanżować bardzo dobrą postawą na krajowych i międzynarodowych imprezach. Na tym zgrupowaniu było 14 zawodników, wszyscy solidnie przygotowywali się do sezonu, do Mistrzostw Polski, ale niestety cały sport został zastopowany. Mamy nadzieję, że od jesieni wszystko ruszy. Oby ten rok nie było stracony. Wspominałem, że kiedyś sami finansowaliśmy wyjazdy itd. Teraz staramy się w klubie, razem z prezesem Dariuszem Jeneralskim i innymi osobami, tak działać, aby zawodnicy nie musieli borykać się z opłacaniem startowego, transportu, wyżywienia itd.
Nawiązuje Pan do organizowanego w Obrowie Turnieju Młodych Wojowników?
Staramy się ugościć uczestników najlepiej jak potrafimy. Ze względu na małą salę nie możemy zaprosić i przyjąć wszystkich chętnych do rywalizacji. Jest tylko jedna mata, a my chcemy przeprowadzić zawody w jeden dzień, aby nie było kłopotu z noclegiem, więc liczba walczących jest ograniczona. Gdyby były dwie maty to wówczas nie pomieszczą się kibice, a to też turniej dla nich. Nie wiem, czy w tym roku będzie nam dane zorganizować kolejną edycję. Jest wiele znaków zapytania, chociaż są chęci z naszej strony. Mamy doświadczenie w przeprowadzaniu dużych imprez krajowych, m.in. byliśmy gospodarzem Mistrzostw Polski kick light kadetów młodszych i starszych. Chciałbym częściej organizować takie imprezy, lecz też są inne kluby zainteresowane goszczeniem najlepszych kickboxerów. Wspomnę, że u nas dzięki pomocy lokalnego samorządu wszystkie posiłki są gratisowe, od piątkowego obiadu do niedzielnego śniadania. Swą gościnnością pragniemy zachęcić do przyjeżdżania do Obrowa na turnieje kickboxerskie.
Na co dzień pracuje Pan w Toruńskim Areszcie Śledczym.
Tak i dlatego często nie ma ze mną kontaktu telefonicznego, bowiem w pracy nie mogę odbierać komórki. Ale o klub jestem spokojny, bowiem bardzo dobrze układa się współpraca z Dariuszem Jeneralskim, ojcem Julka. Zresztą Darek mówił, że i angażowałby się w pracę klubu, nawet gdyby nie miał syna kickboxera. Nasi zawodnicy mają zapewnione piękne stroje sportowe, transport, noclegi itd. Tylko jechać i wygrywać. Kiedyś marzyłem, aby właśnie tak funkcjonował mój klub, abym zapewnił dzieciakom to, czego sam nie miałem. Wielu rodziców nie byłoby i teraz stać na opłacenie wszystkich kosztów.