„Nadzieja Polskiego Związku Kickboxingu” – Paweł Kaleta, reprezentant kraju w ParaBoxie
Redakcja: Na początku 2020 roku odebrałeś wyjątkową nagrodę – „Herosa” dla najlepszego zawodnika w kategorii niepełnosprawnych w plebiscycie Polskiego Związku Kickboxingu. Zapisałeś się w historii PZKB. Spodziewałeś się takiego wyróżnienia?
Paweł Kaleta: Bardzo się cieszę, że Polski Związek Kickboxingu objął nas, niepełnosprawnych sportowców, patronatem. Umożliwienie wyjazdu do Czech jako reprezentacja Polski była już sama w sobie nagrodą. Wyróżnienie, które otrzymałem w Węgrowie było z kolei dla mnie zaskoczeniem i sprawiło mi ogromną radość. Poczułem, że to co robię ma sens.
Kiedy dowiedziałeś się, że jesteś zaproszony na prestiżowy bal kickboxerski do Węgrowa? Wiedziałeś w jakim celu udasz się z Krakowa na Mazowsze?
Pewnego dnia zadzwonił do mnie trener Karol Wójcik z Dragona Kraków i powiedział, że dostaliśmy zaproszenie na Galę wręczenia Herosów. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym otrzymać nagrodę. Przede wszystkim cieszyłem się z możliwości poznania osób działających w PZKB i wiedziałem, że będzie to świetna reklama dla naszego nowo powstałego Stowarzyszenia Dragon Kraków ParaBoxing. Cóż mogę powiedzieć o przygotowaniach – szybki przegląd samochodu, aby nie zawiódł w trasie, garnitur do pralni i odliczanie dni do Gali.
Kogo poznałeś podczas tradycyjnego święta polskiego kickboxingu? Jak z Twojej perspektywy wyglądał czas spędzony na Gali?
Atmosfera w Węgrowie była niesamowita. Wszyscy przyjęli nas z wielką życzliwością. Poznałem wiele wspaniałych osobowości, począwszy od Prezesa Piotra Siegoczyńskiego, członków zarządu, trenerów, sędziów i zawodników. Przed Galą nie znałem praktycznie nikogo, jedynie wziąłem udział w wigilijnym treningu organizowanym przez trenera Tomasza Mamulskiego. Byliśmy bardzo dumni, że możemy uczestniczyć w tak prestiżowej imprezie. Przeżycia z tej Gali są z nami właściwie cały czas. Fakt, że zostaliśmy docenieni niesamowicie nas zmotywował. Trenujemy cały czas, nawet teraz w dobie pandemii mamy treningi on-line 3 razy w tygodniu. Takie wyróżnienia dają nam siłę. Dziś wiem, że osoba niepełnosprawna może się realizować również jako pełnowartościowy sportowiec.
Jako reprezentant Polski walczyłeś w Pradze? Jak wyglądały przygotowania i pojedynek w Czechach?
Na wyjazd do stolicy Czech Karol przygotował nas w stu procentach. Byliśmy umówieni na 3 rundy po 1,5 minuty, a my, dzięki ciężkim treningom, byliśmy przygotowani na minimum sześć. Trener pracował z nami również nad emocjami, tak abyśmy potrafili nad nimi panować podczas wjazdu na ring oraz walki. Okres przygotowań był wspaniałym czasem w moim życiu. Trening, trening i jeszcze raz trening. Robiłem to co kocham i miałem jasno określony cel. To miał być dla nas wszystkich pierwszy poważny sprawdzian – zarówno dla zawodników, jak i dla trenera. Wielkie oczekiwania mieszały się z obawą przed nieznanym. Ale byliśmy zdeterminowani i odliczaliśmy dni do wyjazdu. Natomiast Gala finału Mistrzostw Czech była zorganizowana wzorowo. Czuliśmy ducha walki, czuliśmy, że jesteśmy częścią tego wielkiego sportowego świata. To było niesamowite, że mogłem wziąć udział w tym wydarzeniu jako jeden z zawodników.
Jak wygląda Twoja współpraca z Karolem Wójcikiem? Co jest najtrudniejsze w tej codziennej pracy?
Karol bardzo mi pomógł po wypadku, w szczególności uregulować głowę, bo z dnia na dzień stałem się osobą niepełnosprawną. Już w szpitalu kilka dni po operacji odwiedził mnie z naszym wspólnym kolegą, włożyli mnie do samochodu i pojechaliśmy na wycieczkę do zoo. Dzięki temu pokazali mi, że pomimo przeciwności losu trzeba żyć dalej i absolutnie się nie poddawać. Oprócz tego przyniósł mi książkę o Mikeu Tysonie. Dużo rozmawialiśmy. Opowiadał o planach dotyczących stworzenia takiej sekcji. Początkowo myślałem, że to żart ponieważ nie wyobrażałem sobie osób boksujących na wózku – aż do pierwszych zajęć!Jakim trenerem jest Karol? Na pewno bardzo poważnie traktuje nasze treningi. Jest pełen zapału i wiary, że to czym się zajmuje ma naprawdę sens i jest bardzo potrzebne. Treningi to nie tylko wysiłek fizyczny, ale również praca nad samym sobą, nad naszymi emocjami, nie tylko sportowymi. Uczymy się pokonywać własne słabości, żyć tu i teraz, nie rozpamiętywać przeszłości, nie myśleć co by było gdyby… Karol pokazuje nam, że trzeba żyć, walczyć, wierzyć. Tak jak wcześniej mówiłem, wielu z nas nie wyobrażało sobie życia z niepełnosprawnością, a Karol właśnie uczy nas tego „nowego życia”. Pokazuje, że to nie koniec, że jeszcze możemy mieć marzenia, cele i naprawdę wiele osiągnąć. Uwielbiam ten sport i jeżeli nawet pojawiają się jakieś trudności to traktuję je jako kolejne wyzwania – a wyzwań się nie boję!
Poznałeś prezesa PZKB Piotra Siegoczyńskiego, a czy widziałeś jego walki sprzed lat?
Zanim przyjechałem do Węgrowa, postać prezesa znana była mi z internetu. Miałem przyjemność posłuchać jego opowiadań o początkach kariery, pierwszych Mistrzostwach Świata oraz dostałem kilka ważnych wskazówek na przyszłość. A co do walk – oglądałem pojedynki Piotra Siegoczyńskiego. Jego sukcesy na arenie międzynarodowej motywują mnie do ciągłej pracy, udoskonalania swojej techniki walki. To właśnie Piotr Siegoczyński i jego kariera pokazuje nam, że jeżeli damy z siebie maksymalne dużo to możemy sięgać po największe trofea. Choć nie mam z prezesem kontaktu to jestem dumny, że mogę należeć do tego samego środowiska sportowego.
Karol Wójcik w wywiadzie mówił, że znacie się od podstawówki, chodziliście razem do klasy i już w młodym wieku wszędzie było was pełno. Jak Ty wspominasz tamten czas?
Tak, z Karolem znamy się od podstawówki, jakoś od razu złapaliśmy kontakt. Mieliśmy świetną paczkę, która trzymała się razem przez 6 lat. Z niektórymi do dzisiaj utrzymuję kontakt. Byliśmy dzieciakami z głowami pełnymi pomysłów. Ciągle snuliśmy plany na przyszłość, czym będziemy się zajmować, gdzie mieszkać itd. Wtedy jeszcze nikt z nas nie wiedział, jak ułoży się życie, z czym będziemy musieli się zmagać. Ale nasza chęć działania i gotowość do podejmowania wszelakich wyzwań pozostała w nas.
Kto był najlepszym piłkarzem w grupie?
Na tamte czasy oraz warunki bardziej chodziło o formę rekreacji i dobrą zabawę. Nasza szkoła znajdowała się w centrum miasta, nie mieliśmy boiska z prawdziwego zdarzenia, ale nikomu to wtedy nie przeszkadzało. Z plecaków robiliśmy bramki i biegając wokół drzew na plantach, toczyliśmy zacięte pojedynki. Występowałem w defensywie jak i ofensywie, zdarzało się też, że “pilnowałem” aby piłka nie przedostała się między plecaki…
Trener wspominał też, że byłeś założycielem i głównym wokalistą zespołu „Bronka Band”. Skąd zamiłowanie do muzyki?
Tak jak wspominał wcześniej Karol, wszędzie było nas pełno, postanowiliśmy wystąpić na jednej ze szkolnych akademii z naszą autorską piosenką. Pomimo dużego stresu udało nam się zrobić show i przy drugim refrenie cała aula zaczęła śpiewać z nami. Niestety, nie pamiętam dlaczego przerwaliśmy naszą karierę.
Czy możesz opowiedzieć o wypadku?
Doszło do niego w przeddzień moich 25. urodzin. Byłem wtedy w pracy, dzieliły mnie raptem 2 godziny od rozpoczęcia urlopu. Chwila nieuwagi, nie mojej, i leżałem przygnieciony półtonowym ładunkiem. Diagnoza – złamany kręgosłup w odcinku lędźwiowym.
Czym dla Ciebie dziś jest sport?
Sport odgrywa dużą rolę w moim życiu. Dzięki niemu odstawiam swoją niepełnosprawność na dalszy tor, wszystkie negatywne emocje mogę wyładować na worku. Poprzez systematyczność i zaangażowanie kształtuję swój charakter. Rzuciłem używki, zacząłem dbać o zdrowie. Jako sportowiec chcę się ciągle rozwijać. Przede mną wciąż dużo pracy. Cały czas dążę do tego, aby być coraz lepszym w tym co robię. Nie ukrywam, że przed wypadkiem mój związek ze sportem był dość… luźny. Jeszcze kilka lat temu do głowy by mi nie przyszło, że mogę zostać “Zawodnikiem Roku – sport niepełnosprawnych” w plebiscycie PZKB. Życie pisze różne scenariusze, musimy być otwarci na to, co się nam przydarza i próbować zawsze znaleźć w tym coś dobrego, co przyczyni się do naszego rozwoju. Czasami otwierają się nowe możliwości, zmieniamy perspektywę. Nagle okazuje się, że wczorajsze plany i marzenia legły w gruzach, ale są nowe, równie ciekawe i warte tego, aby się na nich teraz skupić.
Skąd czerpiesz siłę do pracy, Karol podkreślał, że jesteś zaangażowany, systematyczny. Jakie są Twoje marzenia, jako sportowiec i człowiek?
Siłę czerpię od ludzi, z którymi się spotykam na treningach, zarówno od trenerów, jak i od osób, które trenuję. Próbuję w mojej grupie, z którą pracuję on-line, zaszczepić ducha sportu. Myślę, że nasze treningi dostarczają im tyle samo satysfakcji, co i mnie. Wiem, że nie mogę zawieść ani Karola, ani mojej grupy. Na razie marzeniem sportowym jest po prostu bycie dobrym w tym co robię. Chcę mieć możliwość dalszego rozwoju. Niejednokrotnie słyszymy o sportowcach, którzy nie mogą poświęcić się swojej pasji ze względu na kłopoty finansowe klubu sportowego. Brak dotacji to brak odpowiednich warunków treningowych oraz wykwalifikowanych trenerów. A dla nas, osób niepełnosprawnych, możliwość realizowania się w sporcie to nie tylko duma z osiąganych sukcesów, lecz szansa na normalne życie, bez wykluczenia i z realnymi celami do których, mimo przeciwności losu, dążymy. A z osobistych marzeń, liczę, że uda mi się kiedyś powiększyć rodzinę.
Kolejny cytat Karola Wójcika: „Paweł jest człowiekiem, z którego należy brać przykład. Nie boi się marzyć i to sprawia, że jest szczęśliwy”.
Jest mi bardzo miło słyszeć takie słowa o sobie. Znamy się już tyle lat i wiemy, że marzyć to jedno, a realizować marzenia to drugie. Może chciał przez to powiedzieć, że dążę do realizacji swoich marzeń, obierając po drodze cele, których ściśle się trzymam. Z każdym dniem pracy nad sobą widzę zmianę jaka we mnie zachodzi. Jestem pewniejszy siebie, zmotywowany i co tu dużo mówić – ten sport daje mi ogromną frajdę.
Jak sobie radziłeś w czasie pandemii koronawirusa?
Z jednej strony musieliśmy przerwać treningi, które są dla nas nie tylko pasją, ale i rehabilitacją, zaś z drugiej – powstał pomysł na treningi on-line. Wraz z moimi przyjaciółmi, z którymi zasiadam w zarządzie Dragona, postanowiliśmy działać i nie zostawiać naszych parabokserów bez treningów. Zaangażowanie w zajęcia naszej grupy,przerosło moje najśmielsze oczekiwania, a i ja mogłem się sprawdzić, tym razem w roli trenera.