Grigorij Danko trenerem reprezentantów Polski w stylu wolnym jest od niedawna, w związku z tym mistrzostwa świata były jego pierwszą tak ważną imprezą w roli szkoleniowca kadry. W rozmowie z nami mówi o tym, co poprawić i jakie korekty muszą zostać wprowadzone na następny, bardzo ważny, przedolimpijski sezon.
Jakub Kazula: Jak z pańskiej perspektywy przebiegł ten ważny, pierwszy sezon w roli trenera naszych wolniaków?
Grigorij Danko: Na razie trudno powiedzieć, bo i trudno coś większego zrobić czy zmienić w zasadzie w kilka miesięcy, ale gdybym miał ten czas ocenić, a w szczególności mistrzostwa świata, to oceniłbym na „trójeczkę”. W tym sezonie wprowadziliśmy nowy sposób przygotowań wysokogórskich i musimy teraz na niego nanieść korekty, ponieważ ci starsi zapaśnicy, jak np. Robert Baran, potrzebują trochę więcej regeneracji po tego typu treningach i dłużej dochodzą do formy. Dlatego też u Roberta właśnie tak to wyglądało na mistrzostwach świata, a sam mówił mi, że już po mistrzostwach zaczął czuć się bardzo dobrze. Musimy więc nanieść korekty na przygotowania. Występ w Belgradzie na „trójeczkę”, medal mógł zdobyć Sebastian Jezierzański, ale minutę przed końcem zrobił błąd i puścił przeciwnika do nogi. Będziemy na pewno się tego uczyć.
Chciałbym zapytać o każdego z naszych po kolei, zaczynając od najlżejszego, czyli Eduarda Grigoreva (do 61 kg).
G. D: Eduard był z nami tylko na ostatnich dwóch obozach i on miał przede wszystkim problem z wagą, bo już waży zdecydowanie za dużo jak na kategorię do 61 kilogramów i miał problem ze zbiciem do wagi startowej. Dobrze walczył na turnieju w Warszawie, ale tam startował w kategorii do 65 kilogramów. Tutaj zbijał za dużo i starczyło tego tylko na jedną rundę.
Czyli docelowo olimpijska kategoria 65 kilogramów.
G. D: Tak, zmienić wagę koniecznie, mówiłem mu to już pół roku temu, bo zbijanie 7-8 kilo przy tej wadze i przy tej kategorii to jest już zdecydowanie za dużo. Ale w klubie także już powiedzieli, że od kolejnego sezonu 65 i szykuje nam się rywalizacja z Krzysztofem Bieńkowskim.
I tym akcentem przechodzimy do kolejnego z naszych reprezentantów w Belgradzie, czyli właśnie Krzysztofa Bieńkowskiego (do 65 kg).
G. D: Krzysiek to dobry, fizyczny zawodnik, ale walczy za mało agresywnie – przede wszystkim nie schodzi do nóg. Trzeba będzie nad tym dużo pracować, żeby robił te zejścia, bo dobrze walczy na górze, na rękach, ale potrzeba też dorzucić dół, żeby mógł walczyć jeszcze lepiej.
A jak w takim razie oceni pan Kamila Rybickiego (do 74kg)?
G. D: Tutaj w kwestii samego występu niewiele mogę powiedzieć, ale w przypadku Kamila trzeba będzie jeszcze bardzo dużo popracować i to nad kilkoma kwestiami – przede wszystkim bronieniem nóg i ogólną wytrzymałością i siłą, bo on na razie w tej kategorii wagowej przegrywa przede wszystkim fizycznością.
O Sebastianie Jezierzańskim (do 86 kg) już pan wspomniał – był najbliżej medalu z całej naszej kadry.
G. D: Sebastian bardzo dobrze pracował na wszystkich naszych obozach, włożył w przygotowania i cały plan dużo pracy, a także dodał sporo od siebie już na samych mistrzostwach. Tak jak mówiłem, była szansa na medal, ale wszystko sprowadziło się do tego jednego błędu przy obronie nóg. Ale tutaj widzę potencjał na to, że jak będziemy z nim pracować, to za parę miesięcy będzie jeszcze lepiej.
Drugie nasze piąte miejsce zajął z kolei Radosław Marcinkiewicz (do 92 kg).
G. D: Radosław to już bardzo doświadczony, wiekowy wręcz zawodnik, a mimo to osiągnął jeden z większych sukcesów w karierze. Chciałbym, żeby w przyszłym roku był może nawet trenerem w kadrze, bo jest taki specjalny grant od ministerstwa, że zawodnik mający medal na mistrzostwach Europy może go dostać i trenować z kadrą jako asystent czy sparingpartner, a potem zostać już trenerem samodzielnie. Ma 36 lat, a w tym wieku w zapasach jest już ciężko. Choć mimo to walczył dobrze i zdobył tyle, na ile było go stać. Zrobił, co mógł.
Teraz z kolei chyba największy pechowiec, pod względem losowania, w naszej kadrze na tych mistrzostwach – Zbigniew Baranowski (do 97 kg).
G. D: No tak, tutaj zdecydowanie, ale z Amerykaninem Kyle’em Snyderem, mistrzem świata, dał bardzo dobrą walkę. Trochę na drugi dzień miał problem ze zrobieniem wagi przed kolejnym ważeniem. Mógł to zrobić jeszcze na macie, robił ostatecznie w hotelu, bo się zważył i miał za dużo. To też na pewno miało na niego wpływ – ogólnie Zbigniew dobrze walczy, ma dobrą technikę, ale brakuje mu wykończenia, takiego zbicia do nóg chociażby jeszcze nie może zrobić, ale nad tym popracujemy i będzie dobrze. Złapał za nogi Azera w repasażu i nie mógł go sprowadzić – nad takimi rzeczami trzeba popracować.
I na koniec Robert Baran (do 125 kg), o którym już pan wspominał. Czego w takim razie potrzeba u Roberta, żeby zrobić jeszcze jeden krok do przodu na arenie międzynarodowej?
G. D: Mam wrażenie, że wyszedł do tego Amerykanina z nastawieniem na pewne zwycięstwo, bo to młody chłopak, ale z Amerykanami tak już jest, że z nimi trzeba uważać niezależnie od dorobku. Jestem też trochę niezadowolony z pracy sędziów, którzy dali mu w tej walce dwa ostrzeżenia. Ostatecznie punktów za techniki, a nie za kary, miał więcej niż przeciwnik. U Roberta trzeba zmienić sposób przygotowania, szczególnie że to ostatni moment przed walką o igrzyska. Zawodnicy w tym wieku już nie mogą tak intensywnie trenować, chociażby dwa razy dziennie, bo potem jest problem z regeneracją. Powinien trenować jeden porządny trening i dać sobie czas na regenerację – to jest coś, co musimy zmienić.
Tak jak mówiłem – ten okres musieliśmy potraktować jako taki na ocenę zawodników i wnioski nad czym musimy pracować w kolejnych miesiącach i czego możemy się spodziewać po poszczególnych nazwiskach.
Czy w takim razie jakiś już pierwszy skład na kwalifikacje olimpijskie gdzieś już w głowie świta?
G. D: Nie do końca, bo w niektórych kategoriach jeszcze wszystko się może zdarzyć. Chociażby w kategorii do 74 kilogramów są młodzieżowcy, którzy zaraz mają mistrzostwa świata i którzy mogą powalczyć z Kamilem Rybickim o miejsce w składzie. Jest też Kamil Kościółek w najcięższej kategorii – oni obaj z Robertem Baranem będą walczyć głównie ze sobą. Jest kilka takich sytuacji, za wcześnie na „pewniaków”.
Zapytam w takim razie o kategorię do 57 kilogramów, bo to jest miejsce, w którym od bardzo dawna mamy w Polsce dość sporą dziurę. Czy widzi pan wśród młodych kogokolwiek, kto mógłby nawet nie tyle powalczyć o igrzyska, co w ogóle jeździć w przyszłości na międzynarodowe zawody?
G. D: Przyznam całkowicie szczerze, że na razie nie widziałem. Byłem na mistrzostwach Polski seniorów czy młodzieżowców i w tej kategorii nie znalazłem jeszcze takiego zawodnika, ale może wśród juniorów ktoś nam urośnie. Mamy teraz wspólne zgrupowanie i seniorów i juniorów, więc będę się temu przyglądał. Mamy ogólnie zdolnych chłopaków, ale w tej kategorii trzeba będzie poczekać i poszukać.
Czy w takim razie przez te kilka miesięcy zdążył już pan zauważyć tych młodych, których w przyszłości widzi pan w seniorskiej reprezentacji?
G. D: Tak, jest chociażby w kategorii do 74 kilogramów Szymon Wojtkowski czy też do 86 kilogramów Cezary Sadowski, który teraz jedzie na młodzieżowe mistrzostwa. Jest też Ernest Dorosz, który gdzieś się tu przebija przy kategorii do 79 kilogramów, ale docelowo, gdyby dobrze walczył, mógłby spróbować do 74.
Zapytam więc jeszcze o inne nazwisko, o którym w tym sezonie mocno ucichło. Czy jest szansa na powrót do kadry Magomedmurada Gadzhieva?
G. D: Gadzhiev jest w kadrze, ale wziął sobie rok przerwy i po tym roku miał zdecydować, co chce dalej robić. Wiem, że teraz będzie walczył w lidze niemieckiej, ale w kwestiach reprezentacyjnych jeszcze sprawa nie jest wyjaśniona. Wiem też, że nie chce wracać do kategorii do 70 kilogramów, bo jest nieolimpijska, a na 74 ma jeszcze chyba trochę za mało masy mięśniowej, dlatego się zastanawia, co robić dalej. W przyszłym roku zdecyduje i wtedy my zdecydujemy, co dalej robić.