„Kluby Polskiego Związku Kickboxingu” – Elbląski Klub Karate, trener Piotr Lichociński
0
0
Redakcja: Od 1991 roku samodzielnie prowadzi Pan sekcję kickboxingu w Elbląskim Klubie Karate i do tego będziemy wracać w dzisiejszej rozmowie, ale na początek proszę opowiedzieć jak Piotr Lichociński wcielił się w postać marszałka Józefa Piłsudskiego.
Piotr Lichociński: Interesuję się historią, szczególnie II wojną światową i okresem międzywojennym, ale akurat inne były powody „zaangażowania” mojej osoby w obchody Święta Niepodległości w roli Józefa Piłsudskiego. Kilka lat temu mój kolega Piotr Imiołczyk, szef międzyszkolnego koła historycznego, zaproponował mi udział w uroczystościach jako osoby odtwarzającej postać marszałka Piłsudskiego. Uznałem to za olbrzymie wyróżnienie, dlatego chętnie się zgodziłem. Potem trzy razy z rzędu (w latach 2014-2016) odgrywałem tę postać w dniu 11 listopada. Po 2016 r. Piotr nie był już inicjatorem obchodów święta w Elblągu, dlatego nie było i mnie w roli Józefa Piłsudskiego. Mam nadzieję, że dostanę jeszcze możliwość współtworzenia Święta Niepodległości, bo to ważne wydarzenie dla całego naszego kraju.
Od lat kickboxerzy Elbląskiego Klubu Karate zdobywają medale Mistrzostw Polski, stawali także na podium międzynarodowych imprez mistrzowskich, ale to o panu było najgłośniej w 2018 roku.
Tak się zdarzyło, że wygrałem konkurs na najbardziej kreatywne zdjęcie wystylizowane na podobieństwo Marszałka. Niedługo po tym wystąpiłem w programie Dzień Dobry TVN. Udział w internetowym konkursie był pomysłem mojej córki Karoliny Lichocińskiej, aktorki. Nieoceniona okazała się także pomoc Piotrka Imiołczyka, który wypożyczył mi mundur, płaszcz i czapkę oraz zrobił całą serię zdjęć w różnych ujęciach. Ostatecznie o tym jednym, które wysłaliśmy na konkurs, zadecydowała moja córka.
Na koniec historycznych pytań, od kogo po raz pierwszy usłyszał Pan, że jest łudząco podobny do Józefa Piłsudskiego?
Ciężko powiedzieć, kto był pierwszy, po prostu podobieństwo polega na tym, że wystarczy mieć wąsy, odpowiednią fryzurę, odpowiednio ustawić się do zdjęć i może okazać się, że w Polsce jest naprawdę wiele osób przypominających marszałka. Wszystkim kierowała córka i to dzięki niej znalazłem się w telewizji. Miałem też ciekawą przygodę w Muzeum Wojska Polskiego. Stanąłem obok wielkiego obrazu przedstawiającego Józefa Piłsudskiego, córka robiła mi przy nim fotografie, a w tym momencie do Sali weszło małżeństwo z dwójką dzieci. Osłupieli kiedy zobaczyli mnie-sobowtóra i marszałka. Stwierdzili, że podobieństwo jest ogromne, choć to – moim zdaniem – przesada, i poprosili abyśmy wykonali wspólne zdjęcia.
Z powszechnie dostępnych informacji wynika, że Elbląski Klub Karate powstał w 1976 roku, a oficjalnie został zarejestrowany 4 lata później. Później był organizatorem pierwszych Mistrzostw Polski w karate i kickboxingu. Pan prowadzi sekcję od 1991 roku, czyli prawie trzy dekady.
W 1985 roku zmarł mój wielki mistrz i trener pan Aleksander Płyszewski, jeden z inicjatorów założenia Polskiego Związku Kickboxingu i założyciel Elbląskiego Klubu Karate. Podczas ceremonii pogrzebowej poproszono mnie, abym w imieniu kolegów uroczyście pożegnał trenera. To właśnie wtedy stojąc nad jego grobem, łamiącym głosem powiedziałem, że droga, którą wybrał pan Płyszewski będzie kontynuowana przez nas, jego wychowanków. Miałem dopiero 21 lat, ale byłem gotowy na zrealizowanie tej deklaracji. Skończyłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku i wróciłem do rodzinnego Elbląga, aby wcielić w życie wypowiedziane słowa. W okresie nauki w Oliwie przyjeżdżałem co jakiś czas prowadzić zajęcia, więc miałem kontakt z EKK. Po studiach wróciłem na stałe do Elbląga, podjąłem pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego najpierw w SP 21, a potem w Zespole Szkół Techniczno-Informatycznych i jednocześnie pracowałem jako trener kickboxingu. Na początku pracy Klubu nieocenionym wsparciem był dla mnie kolega Hubert Brodziński, który asystował mi podczas treningów, przygotowując zawodników pod kątem technik bokserskich oraz elementów siłowych.
Jakim był Pan zawodnikiem w kickboxingu?
Odpowiadając wprost na pytanie – przeciętnym. Niestety wpływ na moją sytuację miały wydarzenia z 1982 roku z Wrocławia, gdzie podczas walki doznałem poważnej kontuzji oka. Uraz sprawił, że nie mogłem rozwinąć kariery sportowej tak, jak bym oczekiwał i dość szybko skończyłem ten etap życia. Ale mocno ciągnęło mnie do walk, dlatego po wielu sezonach przerwy wystąpiłem w 2010 roku w Pucharze Polski w Węgrowie – Polish Open. W wieku 45 lat wystartowałem w rywalizacji weteranów, najpierw pokonałem Ryszarda Zawistowskiego, a potem przegrałem z kolegą Maciejem Zapałowskim. Ten start dał mi to, do czego tak tęskniłem, jednak względy zdrowotne nie pozwalają mi na kontynuację udziału w zawodach dla weteranów.
Jako trener jest Pan wodzem w Elbląskim Klubie Karate?
Najważniejsze dla mnie jest to, aby czymś zająć młodzież. W moim przypadku są to zajęcia sportowe. Przychodzą bardzo młode osoby, ale także starsi (po 40-50 lat), dla których udział w zajęciach jest świetną formą rekreacji. Pomagam wszystkim, zachęcam do aktywności ruchowej, bo to istotne w naszym życiu. Mam jednak świadomość, że nie każdy uczestnik zajęć stanie się zawodowym sportowcem, czy będzie brał udział w zawodach. Nie każdy ma do tego predyspozycje i chęci. Z przykrością muszę stwierdzić, że niektóre z dzieciaków mają duże zaległości z lat wczesnej podstawówki, a chodzi mi m.in. o koordynację itp., ale to nikogo nie skreśla. W miarę systematycznej pracy staramy się niwelować te niedoskonałości.
Przez lata pańscy wychowankowie zdobywali mnóstwo medali podczas różnego rodzaju turniejów na arenie krajowej, ale także zagranicznej.
Zgadza się, na treningach w EKK miałem bardzo dużą grupę zawodników, ale też zawodniczek, których nazwiska są znane kibicom w całym kraju, nie tylko w Elblągu i regionie. Ogólnie patrząc, poza tegorocznymi zwycięstwami Adriana Durmy w Mistrzostwach Polski Seniorów w pointfightingu i light contact, przechodzimy słabszy okres jeśli chodzi o wyniki sportowe. Ale jak podkreślałem w naszej pracy nie tylko one się liczą. Durma to tytan pracy na macie, przyniósł klubowi i miastu wiele chwały i chluby, ale piękną kartę w historii klubu zapisali też inni. W krótkim czasie nie przypomnę sobie wszystkich nazwisk, ale mam nadzieję, że pominięci nie poczują się dotknięci. Krzysztof Zdancewicz, Cezary Szulc, Adam Sawicki, Tomasz Mastalerz, Mariusz Czerwiec, Jacek Polek, Artur Zieliński, Rafał Szatkowski, Piotr Purcki, Patryk Madera, Marek Przegocki, bracia Laskowscy, Paweł Wiśniewski, Igor Abrusiewicz, Mariusz Paruzel, Michał Estal czy Paweł Marciniak, który wygrywał z Marcinem Różalskim (zresztą zwyciężał raz jeden, raz drugi, a wojowali ze sobą niemiłosiernie). A także nasze kickboxerki Agnieszka Żylińska i Paulina Jakubiec.
Do grona bardzo charakternych zawodników z pewnością należał Cezary Szulc.
Jako młody chłopak pod koniec lat 90. zdobył m.in. złoty i brązowy medal na Mistrzostwach Polski. Potem ze względów osobistych na 12 lat przerwał treningi, bowiem musiał skupić się na ciężkiej pracy w gospodarstwie pod Elblągiem. Ale wrócił do kickboxingu, zrzucił trochę kilogramów i znów startował w MP będąc już zawodnikiem zbliżającym się do 40. roku życia. Z jego czterech córek, trzy trenowały u mnie kickboxing, jednak finalnie swoją karierę sportową związały z piłką ręczną. Czarek cały czas jest w formie i gra w drużynie ligowej w piłkę nożną. W ogóle muszę przyznać, że przez długie lata świetna atmosfera była wizytówką Elbląskiego Klubu Karate. Miałem szczęście do wspaniałych zawodniczek i zawodników. Ważne, aby każdy szanował innego, a teraz to się niestety zmienia i młodzi ludzie muszą zrozumieć, że nie tędy droga.
Ile osób obecnie przychodzi na zajęcia kickboxingu?
Po wakacjach zawsze jest większa mobilizacja, a na sali po 30 osób. Znacznie mnie wiosną, latem i tak jest każdego roku. Poza tym kiedyś mieliśmy kickboxing, karate i boks – wszystko na dobrym poziomie, a dziś powstają sekcje nowych dyscyplin. Staram się jednak utrzymać wszystkich w ciągłym szkoleniu, choć to trudne zadanie. Dziś młodzież jest niecierpliwa i nie chce długo czekać na sukcesy. A w kickboxingu podstawy są kluczowe: chodzenie, kroczki, potem uniki w lewo, w prawo, ręce itd. Taka praca trwa miesiącami, setki czy tysiące powtórzeń i część osób rezygnuje, bo za długo, nudno, monotonnie. Ale jak mówiłem robię wszystko, by jednak zostali, więc niektóre techniki pokazuję już w drugim miesiącu treningów, a normalnie uczyniłbym to o wiele później. Ale to taka zachęta, coś nowego, ciekawego.
Jak wygląda klubowa baza?
To jeden z największych problemów, bo nie mamy własnej sali, musimy wynajmować, a to z kolei wiąże się z niemałymi wydatkami. Nie wyobrażam sobie jednego dnia bez treningu. A co do ciekawych osób, w klubie jest parę fajnych i zdolnych dzieciaków i mam nadzieję, że za jakiś czas, szczególnie o jednym z nich, usłyszy cała sportowa Polska.