Robert Baran to wieloletni weteran polskich mat, multimedalista mistrzostw Europy i olimpijczyk z Rio de Janeiro. Mimo to na mistrzostwach świata nie udało mu się jeszcze stanąć na podium i zamierza to zmienić w Belgradzie. O tym, ale też o igrzyskach w Paryżu czy specyfice jego kategorii wagowej porozmawialiśmy na niedługo przed odlotem do Serbii.Jakub Kazula: Jak wyglądały ostatnie przygotowania przed mistrzostwami świata? Wiemy, że forma była już dobra na zwycięskim Memoriale Ziółkowskiego, a jak to wygląda teraz?
Robert Baran: Po memoriale mieliśmy jeszcze zgrupowanie wysokogórskie w Bułgarii – dwa tygodnie trochę cięższego obozu, a potem jeszcze dwa zgrupowania w Polsce – jeden we Władysławowie, drugi w Szczyrku. Tam już było nieco lżej, łapanie świeżości na zawody i powinno być dobrze.
Jak pan oceni swój dotychczasowy sezon – był medal na mistrzostwach Europy, było zwycięstwo w memoriale Ziółkowskiego, więc na razie zdaje się, że wszystko idzie tak, jak powinno.
R.B.: Dokładnie tak, tak jak powinno. Były trzy turnieje, w dwóch zwyciężyłem, w jednym byłem drugi, był też medal na mistrzostwach Europy, więc pokazałem, że stać mnie na dużo i mam nadzieję, że na mistrzostwach świata będzie dokładnie to samo, będziemy celować w medal.
Teoretycznie formę buduję się na imprezę docelową, w tym wypadku na mistrzostwa świata. Czy to znaczy, że mimo dobrej formy w tym sezonie są jeszcze jakieś rezerwy?
R.B.: Tak, tak – forma ma być najwyższa na imprezy docelowe, czyli mistrzostwa świata czy Europy. Pokazałem faktycznie w poprzednich turniejach, że ta forma już była całkiem dobra, ale na mistrzostwach ma być co najmniej równie dobra jak dotychczas. Albo wyższa.
Jest pan wielokrotnym mistrzem Europy, ale na mistrzostwach świata nadal czeka na swój pierwszy krążek. Czy jest w związku z tym jakieś specjalne podejście i może sposób na to, by zrobić ten krok do przodu?
R.B.: No tak, jeszcze nie mam medalu mistrzostw świata, ale bardzo chciałbym go mieć. Co do planów to realizujemy po prostu plan trenera i te przygotowania są pod to ustawione – chociażby te zgrupowania, o których mówiłem. Wszystko wskazuje na to, że forma na mistrzostwa powinna być, ale wiemy też, że mistrzostwa świata to trudny turniej.
Trudny turniej, gdzie duże znaczenie ma chociażby losowanie. Pan jest rozstawiony z szóstką na tych zawodach – czy zwraca się w ogóle na to uwagę?
R.B.: To rozstawienie będzie istotne – teoretycznie jestem rozstawiony z numerem szóstym, ale na razie na to nie patrzę, bo nie było jeszcze ostatecznych zgłoszeń, więc to się może pozmieniać i dopiero tuż przed turniejem się dowiem, kogo tak naprawdę mam w swojej drabince.
W rozmowie przed mistrzostwami Katarzyna Krawczyk powiedziała mi, że te mistrzostwa to duży i ważny etap, ale te za rok będą jeszcze ważniejsze. Czy pan podchodzi do tego podobnie, czy jednak brak medalu MŚ już w tym roku motywuje podwójnie?
R.B.: Wiadomo że najważniejszy jest ten rok przed igrzyskami, bo mistrzostwa są wtedy kwalifikacją olimpijską, a igrzyska są najważniejsze, ale w tym wypadku jadę na tegoroczne mistrzostwa i oczywiście też na pewno dam z siebie sto procent. Medalu nie mam, więc jest to dodatkowa motywacja i zrobię wszystko, żeby w końcu go przywieźć.
Jak radzić sobie w najwyższej kategorii wagowej? Jest to o tyle specyficzna sytuacja, że w odróżnieniu od innych wag, gdzie większość zapaśników jest ważona pod sam limit, tutaj mamy duże „widełki”, w których można się mieścić i nie wszyscy ważą tyle samo.
R.B.: Faktycznie, w pozostałych kategoriach raczej wszyscy zbijają wagę przed zawodami, co najmniej o te kilka kilogramów. U nas ten rozstrzał jest między 97 a 125 kilogramów, więc wielu zawodników ma niedowagę, co w zapasach jest rzadkością. Chociaż nie powiem, są i tacy, którzy muszą wagę zbijać (śmiech). Ja jestem już przyzwyczajony, bo był moment, kiedy po zmianie kategorii ważyłem jeszcze mniej, teraz jest to około 113 kilogramów. To wciąż daleko do limitu, ale tak jak mówiłem, idzie się do tego przyzwyczaić, bo już od dłuższego czasu walczę z „niedowagą”.
Czy w związku z tym podejście do konkretnych walk się różni? Na przykład jest inne, kiedy walczy się z zapaśnikiem, który musi zbijać wagę, a takim, który waży te 110-115 kilogramów?
R.B.: Taktycznie może nie, ale trzeba wtedy nadrabiać czym innym. Nie tylko ja, bo wielu zawodników ma niedowagę, ale szuka się tych okazji i pozytywnych stron – mniejsza waga może oznaczać większą dynamikę, większą szybkość, większą wytrzymałość w trakcie walki.
Czy fakt, że już od jakiegoś czasu jest pan liderem kategorii 125 kilogramów pomaga w spokojnych przygotowaniach? Czy wręcz przeciwnie – to, że naciska gdzieś z tyłu Kamil Kościółek sprawia, że podwójnie to pana motywuje?
R.B.: Ta rywalizacja z Kamilem trwa już mimo wszystko ładnych parę lat i to od jakiegoś czasu jest dosyć wyrównana. Rywalizujemy o starty na mistrzostwach świata czy mistrzostwach Europy. I myślę, że to akurat dobrze, że jest taka rywalizacja, że jest ktoś, kto cały czas mnie goni i jest tuż za moimi plecami, bo dla mnie to jest po prostu dodatkowa motywacja do rozwoju.
Czy ze względu na to, że bardzo niewiele zabrakło panu do igrzysk w Tokio, igrzyska w Paryżu są celem numer jeden, pod który wszystko się układa nawet podczas mistrzostw świata i innych imprez sezonu?
R.B.: Tak. Teraz mistrzostwa świata czy wcześniej mistrzostwa Europy to oczywiście ważne imprezy, ale to są tak na dobrą sprawę turnieje przygotowawcze – jak dla każdego sportowca z olimpijskiej dyscypliny, dla nas najważniejsze są igrzyska i to jest cel nadrzędny – dosłownie wszystko, wszystkie przygotowania są pod to podporządkowane, żeby tam się zakwalifikować i walczyć o medal na sto procent swoich możliwości.
Na ile śledzi pan na co dzień to, co się dzieje w pańskiej kategorii wagowej, jak chociażby fakt, że aktualny mistrz olimpijski Gable Steveson odszedł z zapasów na dobre, a widziałem nawet plotki, że wicemistrz, Geno Petriashvili, także może zbliżać się do końca. I jak to wpływa na światową czołówkę?
R.B.: Oczywiście śledzę. Wiem, że aktualny mistrz olimpijski oświadczył, że raczej wracał już nie będzie na imprezy międzynarodowe. Co do Gruzina nie wiem skąd taka plotka, bo on jest nawet młodszy ode mnie, a chyba nie zamierza odchodzić wcześniej, jak Amerykanin. Więc w tej kwestii wątpię, że tak się wydarzy i byłbym zdziwiony. Do igrzysk do Paryża na pewno będzie trenował, bo mimo wielu złotych medali (trzy tytuły mistrza świata – przyp. JK) nie ma jeszcze złota olimpijskiego, więc w Paryżu pewnie się z nim zobaczymy.
Czego życzyć Robertowi Baranowi przed mistrzostwami świata?
R.B.: Bardzo proste – medalu mistrzostw świata (śmiech).