Na młodzieżowe mistrzostwa świata Szymon Szymonowicz jechał jako jeden z faworytów do medali – bronił brązu wywalczonego przed rokiem, a w dodatku w międzyczasie zbierał doświadczenie na seniorskim czempionacie. W rozmowie z nami opowiada o tym, który medal smakuje lepiej i jakie są jego plany na przyszłość.
Jakub Kazula: Który medal smakuje lepiej? Ten pierwszy czy ten obroniony?
Szymon Szymonowicz: Teoretycznie każdy medal smakuje równie dobrze. Praktycznie zresztą też, chociaż ten pierwszy był zdecydowanie bardziej wyczekany, po latach pracy i był takim zwolnieniem blokady na kolejne miejsca na podium. Długo wiedziałem, że stać mnie na miejsca na podium światowych imprez, ale musiałem mieć to potwierdzenie i potem poszło.
A doświadczenie medalowe na macie pomaga.
Oczywiście i to pomaga bardzo dużo. Daje to całą masę doświadczeń i pewności siebie na macie i motywuje, żeby na przyszłość pokazywać się jeszcze lepiej i dawać z siebie jeszcze więcej.
Jak oceniasz ten występ w Hiszpanii?
Emocje już opadły, ale tak naprawdę ja parę dni po turnieju wróciłem już na matę do dalszej pracy, więc nie jest tak, że teraz jest całkiem koniec sezonu. Sam start oceniam dobrze – szkoda mi tylko walki półfinałowej i tego, że nie wykorzystałem tam przymusowego parteru, bo miałem już Węgra wyniesionego. Nie chciałem zrobić nic głupiego i dać się skontrować, bo na treningach mi się zdarzały takie rzeczy, więc to miał być dopracowany i przygotowany atak. Niestety się nie udało, a takie decyzje w ułamku sekundy często zaważają na walce. Teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że warto było jednak zaryzykować i zaatakować agresywniej.
Do finału zabrakło dosłownie centymetrów, a walczyłeś z mocno utytułowanym w młodzieżowych kategoriach zapaśnikiem. Czy to też sygnał motywujący?
Z Węgrem akurat już i wygrywałem, i przegrywałem, i wiem też, że stać mnie naprawdę na bardzo dużo i nie muszę się bać nikogo w swojej kategorii wiekowej. Chociaż teraz już skupiam się na tym, żeby zacząć zdobywać medale na seniorskich mistrzostwach Europy i świata.
No właśnie, miałeś już w tym sezonie doświadczenie seniorskiego czempionatu. Jak się odnajdujesz w takiej obsadzie, szczególnie że i na młodzieżowych mistrzostwach było paru zawodników z tego typu doświadczeniami?
Odnajduję się bardzo dobrze. Akurat na mistrzostwach świata seniorów nie trafiłem do końca z formą, nie czułem się najlepiej i brakowało trochę świeżości. Na szczęście forma przyszła teraz, na młodzieżowe mistrzostwa i pomogło mi to zdobyć medal, chociaż wiadomo, że fajnie byłoby, gdyby przyszła też i trochę wcześniej.
Jak taki mimo wszystko nieudany start w seniorskim czempionacie pomoże ci w coraz częściej pojawiających się seniorskich startach?
Każdą przegraną walkę uważam za naukę na przyszłość. Tu akurat przeciwnik był znacznie bardziej doświadczony, ale ze wszystkich startów wyciągam nauczkę ze swoich błędów. Dużo wtedy analizuję, nawet z tych łatwiej przegranych walk, bo przy wygranej zwycięzcy może aż tak bardzo nie patrzą na błędy, szczególnie że czasem nie ma ich zbyt wiele. A w przegranej co innego – zawsze jest co poprawiać.
A czy sama atmosfera seniorskich mistrzostw coś dodatkowo daje? Czy ta otoczka nie różni się zbytnio od tej w kategoriach młodzieżowych?
Są różnice oczywiście i to znaczne, bo sam fakt, że poziom jest dużo bardziej wyrównany, są tam najlepsi zapaśnicy na świecie, z których można brać przykład i się przyglądać. Sam ten fakt jest dużą różnicą.
Jakie masz w takim razie plany na sezon 2023?
W przyszłym roku są mistrzostwa świata, które są jednocześnie kwalifikacją olimpijską i to jest mój jedyny cel – zdobyć bilet na igrzyska do Paryża.
W twojej kategorii (do 87 kg – przyp. JK) łatwo nie będzie, bo jest doświadczony Arkadiusz Kułynycz. Jak zapatrujesz się na tę rywalizację?
Raz już z Arkiem wygrałem, co też, tak jak z tym medalem wcześniej, pokazało mi, że mogę to zrobić, a to daje całkiem inną pewność siebie. Muszę próbować, bo w końcu kiedyś trzeba wypchnąć tę starszyznę z reprezentacji (śmiech).